Prezentowany tu materiał poetycki stanowi drobną próbkę mojej pracy z dyktafonem. Wiersze te powstawały pod koniec roku 2020 na długich, zimowych spacerach, głównie po warszawskim Bemowie.
Prawdę mówiąc straciłem panowanie, ponieważ ta drobna próbka mojego posługiwania się dyktafonem jest jedynie ułamkiem tego, co zapisuję na tym nośniku codziennie, a więc może nie upadłem, nie straciłem panowania, jedynie jestem tak nakręcony, że produkuję więcej wierszy niż jestem w stanie zredagować? Pracuję jako poeta w ten sposób, iż nagrania dźwiękowe powstałe na spacerach i w innych sytuacjach zwykle opracowuję potem redakcyjnie – tutaj podaję wszystko w formie możliwie najbardziej surowej.
Nowe wiersze z dyktafonu: 14 grudnia – 20 grudnia 2020
Folder A
#
taki miły poranek
przedłużony do zmierzchu,
w pidżamie, szlafroku, bez łaknienia,
przy butelce cabernet sauvignon,
niebieskich davidoff’ach, dire straits,
wolf alice, później cohen i kilka innych
użytecznych rzeczy, o których nie wolno mi
mówić jako facetowi z rosnącym zasięgiem,
taka miła niedziela, zmierzch tuż po
poranku, grudzień, wiecie, a później kolacja,
którą przyrządziłem najlepiej jak umiałem i
podałem mojej rodzinie. Razem z babcią
zdominowaliśmy rozmowę przy stole
tematem kwiatów. (Babcia wie znacznie więcej
o kwiatach ode mnie – dojrzała róża).
#
stosuję krem do rąk
bo to daje fajny feeling
wchodzę ci w słowo
tak jak wszedłem do twojego
przedpokoju
wchodzę ci
#
która jest teraz
w nowym jorku
jaki wiersz
mógłbym napisać
teraz na manhattanie
tak, jestem gotowy
na długi lot nad
europą atlantykiem
lądowanie na jfk
i podstawioną taksówkę do
domu kennetha branagh’a
z którym chciałbym się
serdecznie przywitać
w jego rodzimym języku
a później opowiedzieć mu
o tym co się dzieje
w polskiej poezji, przeczytać
kilka jego wierszy po polsku
#
Przedwcześnie zakończone spotkanie z Grzegorzem
Dlaczego Grzesiek się urwał? Ileż to już przecznic
pozostawiłem za sobą, spacerując bez niego?
Powiedział, że marznie, musi iść, narzekał na chłód.
Wychodzę z podziemi
na Emilii Plater, to końcówka grudnia,
więc można mówić o jednej wielkiej anomalii
klimatycznej.
Jeżeli już zrobiliśmy się razem
w tym małym parku przy Lindleya,
to dlaczego pochłaniam teraz
miliardy kilowatów kolorowych świateł samotnie?
Chciałem zamienić kilka słów więcej, ale może
25 lat naszej znajomości powinno wystarczyć?
Puste korytarze metra przy rondzie ONZ,
gdzie hula wiatr i – o tej godzinie – słychać
wyłącznie szum ruchomych schodów.
Ale dobrze tu myśleć. Jutro, w niedzielę,
przyjmę gości, podam obiad. Więc jeszcze trochę
się powłóczę, chcę rozważyć użycie
wszystkich składników.
#
Lampa jest niedaleka, lekka, biała, papierowa.
Oddaje lekkość światła. W kloszu lampy
postukiwania owadów. Wiedzą, że jest światło,
ale nie wiedzą, że jest śmiertelne.
#
jak dziecko, które jeszcze nie wie
czego można się spodziewać
po jesieni
#
kiedy przestajesz się pieprzyć
z powodu swojej złej
sytuacji ekonomicznej
zaczynamy rozmawiać o wartościach
#
klakson:
natychmiastowe wyprowadzenie
poza tekst
#
słoneczny dzień. wiatr niesie
liście i widowisko jest znów
wyłącznie dla mnie.
#
Nie pytał. Żył. Żył w mieście
z kobietą, pracował, opłacał
rachunki. Żył. Nie pytał. Ktoś
bliski i daleki mi zarówno,
gdyż to samo słońce, ta sama lawina,
ta sama śmierć – pozostają poza naszą wolą.
Jeśli nie pytał, gdy żył, to żył najlepiej.
Jeśli nie pytał, gdy żył,
to podle musiał żyć.
Deszcz bywa wyczekiwany tak samo
jak dni słoneczne.
#
Przyzwolenie, aby jasność przygasła – jakby przejście
z błękitu w czerń, przejście w pracę, ten opór materii.
Ale też w trudzie i znoju niegasnące przekonanie,
że ta jasność, błękit, powracają jak kula ziemska na orbicie,
cyklicznie, naturalnie zwracając się w stronę światła najbliższej gwiazdy.
#
wrażenie bezbrzeżnej czułości i głębokiego kontaktu
gdy patrzysz w oczy psa, który patrzy się
na ciebie, przygląda się, a pod twoim spojrzeniem
opuszcza łeb, potem unosi go lekko
i spode łba nadal się na ciebie patrzy
merdając wolno ogonem
#
cisza przed burzą
cisza po burzy
#
a spacery są jak książki
#
najpiękniejsze kobiety
niektóre z nich przychodzą
mając na sobie jeszcze resztki błękitu
nieba, którego nie przestają być lokatorkami
inne to stworzenia nocy
wieloznaczne jak mrok
fascynujące jak neon
otwierające tajemnicę za tajemnicą
jedne i drugie szybko wracają
na swoje wysokości
do swojej głębi – wiem
gdyż nawiedzają mnie niekiedy
#
chcę mieszkać w kraju
w którym będę mógł legalnie
zamówić karton fajek dostawą
kurierską, a kurier na progu
grzecznie mi podziękuje
resztę wiersza zostawiam
innym poetom i poetkom
#
napisałem dziś wiele wierszy
potem myślałem o tym, co zrobiłem
natknąłem się na pojęcie
„konieczność wyrażania”
potem nie mogłem już pisać
nie chciałem, i nigdy nie byłem
bardziej szczery, religijny
jak dziecko
#
covid 19 #4
po wejściu do domu
ta potrzeba umycia rąk
jeszcze przed zdjęciem butów
po zdjęciu butów
ta sama potrzeba
umycia rąk
#
w koronach drzew
lampy uliczne
światła neonów rozmywają
deszczowy dzień, zmierzch,
na ciemnym asfalcie
#
dni były wasze
a my w nocy braliśmy miasto
jego rzekę, kamienice
miejsca spotkań
instytucje kultury
rozpoznając wasze ślady
sami nie zostawiając żadnych
#
miałem zakończyć wykrzyknikiem
ale nie zakończę
i chuj
#
argumentacja nacjonalisty
u nas przez pół roku piździ kurewsko
a w afryce nigdy nie piździ
i to my mamy lepszy system prawny
i mniej się u nas kradnie
[…]
#
wiersz o chińskim ciasteczku z przepowiednią na papierze czerpanym
ten wiersz ma coś z tobą zrobić
od tego właśnie są wiersze nagle
możesz wrócić do swojego rozkojarzenia
przerwać lekturę i pogrążyć się w tym
na pół przezroczystym środowisku
które dusi to w ciebie już od dawna
kradnie twój codzienny oddech
aż musisz zwracać się po poezję
ten wiersz – tak chciałbym przynajmniej
może zadziałać na ciebie również tak
że gdy zakończysz jego lekturę
wstaniesz, wyprostujesz się, dotrzesz
do ściany, stwierdzisz, że znów wszystko
jest w porządku i raz jeszcze ten wiersz
przeczytasz – moje spekulacje nie powinny
zaburzać twojej inwencji
#
do szanownego pana doktora
spróbuj z moim doświadczeniem
przejechać dzień zaledwie
na 15 mg
cloranxenu
powodzenia
chłopcze
#
stałem w wielkim wietrze
padał deszcz
powietrze miało smak różany
zapomniałem o śmierci